Pogłoski o śmierci małego handlu i hurtu są przesadzone. Uważam, że rozwój sieci handlowych będzie miał swoje granice. Tak jak rozwój hipermarketów, które 15 lat temu królowały w naszym kraju. Dzisiaj to już przeszłość. Podobnie może być w przypadku produktów typu private label i sklepów, które je oferują. W dłuższej perspektywie nie widzę z ich strony dużego zagrożenia dla drobnych czy średnich producentów, a także dla drobnego handlu i gastronomii. W naturze człowieka jest poszukiwanie nowości, czegoś, co odbiega nieco od standardu. Ta ciekawość będzie nas prowadziła w inne miejsca niż sklepy wystawiające wystandaryzowane produkty- mówi Zenon Daniłowski, przewodniczący rady nadzorczej Praskiej Giełdy Spożywczej.
Zdaniem Zenona Daniłowskiego w Polsce prowadzenie małego sklepu na razie jest jeszcze na tyle zyskowne, że jest to sposób na życie dla wielu rodzin.
– W mojej ocenie rynki hurtowe mają perspektywy rozwoju. Wynika to z kilku czynników. Po pierwsze, na granicy miasta, gdzie kończy się ruch samochodów ciężarowych, musi istnieć swego rodzaju platforma, cross dock do przeładunku na mniejsze samochody, które będą dowoziły produkt bezpośrednio do sklepów, albo będą znajdowały się powierzchnie sprzedażowe typu cash and carry, gdzie różne podmioty będą mogły nabyć produkty FMCG. Z tego punktu widzenia rynki hurtowe są optymalnie zlokalizowane właśnie na obrzeżach dużych miast. Powinny więc rozwijać się jako centra kompletacji dostaw dla punktów sprzedaży detalicznej oraz HoReCa. Z drugiej strony, na terenie naszej giełdy jest duże bogactwo oferty. 2-3 tys. SKU, które proponują dyskonty, to za mało, by klient dobrze się czuł jeśli chodzi o wybór produktów. Praska Giełda Spożywcza oferuje ponad 100 tys. SKU, a nasi operatorzy nieustannie poszukują nowości i ciekawostek. Po trzecie rozwój rynku idzie w kierunku produktów świeżych, naturalnych, convenience, prozdrowotnych. Na giełdzie łatwiej jest pokazać takie produkty niż za pośrednictwem dużej sieci dyskontowej, bo koszty pokazania takich produktów są tam dużo wyższe. Te czynniki w moim odczuciu gwarantują rozwój giełdy na wiele lat, bo wpisują się w ogólny trend rozwoju rynku. Praska Giełda Spożywcza skraca łańcuch dystrybucji – dodaje Zenon Daniłowski.
Giełda ruszyła we wrześniu 1991 roku.
– W tamtym czasie obserwowaliśmy wielkie zmiany w Polsce. Po pierwsze Polacy delektowali się wolnością a wszystko, co nie było zabronione, było dozwolone. W końcu lat 80-tych i początku lat 90-tych każdy Polak próbował swoich sił w biznesie. Była to bardzo aktywna postawa całej ówczesnej generacji 20- i 30- latków, którzy szukali dla siebie miejsca. Wiele osób odchodziło z pracy np. na uczelniach i w firmach państwowych i zaczynało działalność handlową. Biznes zaczynał się bardzo skromnie, wówczas nie było kapitału, tylko dobre pomysły. Zaczęliśmy działalność we wrześniu, a już na Boże Narodzenie byliśmy rozpoznawalnym podmiotem gospodarczym w Warszawie. Najbardziej dynamiczny okres rozwoju giełdy to lata 1991-1998. W 1994 roku na terenie Giełdy handlowało około 400 operatorów. To był ilościowy pik, który utrzymał się do roku 1998 – wspomina Daniłowski.
W pewnym momencie, korzystając z obserwacji rynków hurtowych za granicą, założyciele PGS postanowili rozpocząć budowę większych obiektów, bardziej zaawansowanych z punktu widzenia sanitarnego i organizacyjnego. – Z czasem, z racji przygotowań do akcesji do UE weszły bardzo rygorystyczne przepisy sanitarne, takie standardy jak HACCP i dobre praktyki handlowe. To wszystko staraliśmy się implementować na Praskiej Giełdzie Spożywczej, ale staraliśmy się o umiar w generowaniu kosztów dla operatorów, szczególnie tych „niepotrzebnych” wymyślonych w Brukseli i przez naszych rodzimych nadgorliwców. Zwiększał się także obszar – zaczynaliśmy na 1 hektarze, po 10 latach giełda zajmowała już 4 ha, a obecnie prawie 12 ha. Był więc równoległy proces wykupywania gruntów – dodaje przewodniczący rady nadzorczej Praskiej Giełdy Spożywczej.
Jak PGS zmieniała się wraz z rozwojem rynku?
– PGS przystosowuje się do zmieniającego się rynku – kiedy trzeba było oferować większe wolumeny i dowozić je do punktu detalicznego, na PGS powstawały większe obiekty, bardziej zaawansowane technicznie i sanitarnie. Kiedy rynek szedł w kierunku dostaw, operatorzy zakupili sprzęt transportowy. Teraz bardzo wyraźny jest trend zaopatrzenia kanału HoReCa. Nasza giełda stała się centrum dostaw dla restauracji i hoteli we wszystkie produkty świeże. Innymi słowy, kiedy tylko pojawiało się na rynku nowe wyzwanie, nasi operatorzy bardzo elastycznie przystosowywali się do nowych warunków. Dlatego potrafią sprawnie stawiać czoła dyskontom, sklepom wielkopowierzchniowym, a przede wszystkich hurtowniom sieciowym – zapewnia Zenon Daniłowski.
PGS jest znaczącym pracodawcą dla okolicznych mieszkańców.
– Na terenie giełdy pracują hurtownie w trybie jedno lub dwuzmianowym, znajdują się tu także małe zakłady produkcyjne, które działają w trybie trzyzmianowym. Szacujemy, że na PGS, w hurtowniach i zakładach, znajduje zatrudnienie ponad 1000 osób. Od chwili powstania Praska Giełda Spożywcza cieszy się poparciem władz miasta a odczuwam także i sympatię mieszkańców – zapewnia.
Jakie znaczenie dla handlu spożywczego w Polsce mają rynki hurtowe? I jakie mają problemy?
– W Polsce rynki hurtowe powstawały w latach 90. Z założenia, miały zaopatrywać wielkie miasta w świeżą żywność oraz miały pozwolić na lepszą kontrolę jakości produktów spożywczych, w tym skrócić łańcuch dystrybucji od producenta do finalnego konsumenta. Idea była bardzo klarowna. Po pierwszym okresie rozwoju pod koniec lat 90. ten proces został zahamowany. Teraz rynki hurtowe są bardzo luźno związane z aglomeracjami. Warszawa jako miasto nie interesuje się swoimi rynkami hurtowymi, w przeciwieństwie do wielu innych stolic. Np. takie miasta jak Barcelona, Paryż, wspierają swoje rynki hurtowe. Tymczasem, moim zdaniem, w stołecznym ratuszu niewiele osób wie nawet, gdzie mieszczą się PGS czy Bronisze. Być może pokutuje opinia, że to coś niepotrzebnego i niemodnego. Problemem jest także to, że grupy producentów owoców i warzyw nie korzystają z rynków hurtowych, tylko cały czas zerkają na możliwości eksportowe i współpracę z dyskontami. Nie są zainteresowane silniejszą współpracą z. Uważam, że silniejsze związanie grup producenckich z rynkami hurtowymi w dłuższej perspektywie czasu stworzyłaby dla nich bardziej stabilny i efektywny kanał sprzedaży – dodaje przewodniczący rady nadzorczej Praskiej Giełdy Spożywczej.