– Obecnie trwają prace nad projektem wybudowania na terenie naszej giełdy nowoczesnych magazynów. Planujemy wybudować około 20 tys. metrów kw. nowoczesnego magazynu o wysokości 12 metrów. W części tego magazynu znajdą się chłodnie, będzie też miejsce na kompletację towaru – mówi Zenon Daniłowski, prezes Praskiej Giełdy Spożywczej.
– Obecnie trwają prace nad projektem wybudowania na terenie naszej giełdy nowoczesnych magazynów. Planujemy wybudować około 20 tys. metrów kw. nowoczesnego magazynu o wysokości 12 metrów. W części tego magazynu znajdą się chłodnie, będzie też miejsce na kompletację towaru – mówi Zenon Daniłowski, prezes Praskiej Giełdy Spożywczej.
Czy często słyszy Pan, że rynki hurtowe nie mają przyszłości?
A dlaczego?
Bo małe sklepy upadają, a króluje handel sieciowy, szczególnie dyskonty…
Mógłbym tu powiedzieć: pogłoski o śmierci małego handlu i hurtu są przesadzone. A tak na poważnie: uważam, że rozwój sieci handlowych będzie miał swoje granice. Tak jak rozwój hipermarketów, które 15 lat temu królowały w naszym kraju. Dzisiaj to już przeszłość. Podobnie może być w przypadku produktów typu private label i sklepów, które je oferują. W dłuższej perspektywie nie widzę z ich strony dużego zagrożenia dla drobnych czy średnich producentów, a także dla drobnego handlu i gastronomii. W naturze człowieka jest poszukiwanie nowości, czegoś, co odbiega nieco od standardu. Ta ciekawość będzie nas prowadziła w inne miejsca niż sklepy wystawiające wystandaryzowane produkty. W Polsce prowadzenie małego sklepu na razie jest jeszcze na tyle zyskowne, że jest to sposób na życie dla wielu rodzin.
Zatem rynki hurtowe, takie jak PGS, wciąż mają swoją rację bytu?
W mojej ocenie rynki hurtowe mają perspektywy rozwoju. Wynika to z kilku czynników. Po pierwsze, na granicy miasta, gdzie kończy się ruch samochodów ciężarowych, musi istnieć swego rodzaju platforma, cross dock do przeładunku na mniejsze samochody, które będą dowoziły produkt bezpośrednio do sklepów, albo będą znajdowały się powierzchnie sprzedażowe typu cash and carry, gdzie różne podmioty będą mogły nabyć produkty FMCG. Z tego punktu widzenia rynki hurtowe są optymalnie zlokalizowane właśnie na obrzeżach dużych miast. Powinny więc rozwijać się jako centra kompletacji dostaw dla punktów sprzedaży detalicznej oraz HoReCa.
Z drugiej strony, na terenie naszej giełdy jest takie bogactwo oferty, której nie ma w żadnym innym miejscu. 2-3 tys. SKU, które proponują dyskonty, to za mało, by klient dobrze się czuł jeśli chodzi o wybór produktów. Praska Giełda Spożywcza oferuje ponad 100 tys. SKU, a nasi operatorzy nieustannie poszukują nowości i ciekawostek.
Po trzecie rozwój rynku idzie w kierunku produktów świeżych, naturalnych, convenience, prozdrowotnych. Na giełdzie łatwiej jest pokazać takie produkty niż za pośrednictwem dużej sieci dyskontowej, bo koszty pokazania takich produktów są tam dużo wyższe. Te czynniki w moim odczuciu gwarantują rozwój giełdy na wiele lat, bo wpisują się w ogólny trend rozwoju rynku. Praska Giełda Spożywcza skraca łańcuch dystrybucji.
Giełda ruszyła we wrześniu 1991 roku. Ja to się zaczęło?
W tamtym czasie obserwowaliśmy wielkie zmiany w Polsce. Po pierwsze Polacy delektowali się wolnością a wszystko, co nie było zabronione, było dozwolone. W końcu lat 80-tych i początku lat 90-tych każdy Polak próbował swoich sił w biznesie. Była to bardzo aktywna postawa całej ówczesnej generacji 20- i 30- latków, którzy szukali dla siebie miejsca. Wiele osób odchodziło z pracy np. na uczelniach i w firmach państwowych i zaczynało działalność handlową.
Drugie zjawisko, to tzw. handel uliczny, bardzo wówczas w Warszawie powszechny. Stolica była upstrzona różnymi stoiskami, szczękami, łóżkami polowymi. Kiedy władze postanowiły miasto uporządkować, handel przesunął się na Stadion X-lecia, ale on z kolei specjalizował się w handlu tekstyliami. Zabrakło miejsca dla produktów spożywczych. Wówczas nasza firma wyszła z ofertą, by w Ząbkach, na terenach poprzemysłowych, zorganizować giełdę, która ogniskowałaby handel artykułami spożywczymi oferowanymi sklepom, a także handlarzom z byłych krajów ZSRR, którzy w tamtych czasach często przyjeżdżali autobusami i samochodami dostawczymi i kupowali ogromne ilości artykułów.
Osoby zaangażowane w ten projekt, jak ja, Leszek Matusiak i Henryk Dudzik, też szukaliśmy miejsca dla siebie. Postanowiliśmy wykorzystać nasze doświadczenie z rynków niemieckich i stworzyć na tym terenie projekt konkurencyjny dla giełdy warzywnej na Okęciu.
Ale chyba nie od razu Kraków zbudowano?
Biznes zaczynał się bardzo skromnie, wówczas nie było kapitału, tylko dobre pomysły. Zaczęliśmy działalność we wrześniu, a już na Boże Narodzenie byliśmy rozpoznawalnym podmiotem gospodarczym w Warszawie. Najbardziej dynamiczny okres rozwoju giełdy to lata 1991-1998. W 1994 roku na terenie Giełdy handlowało około 400 operatorów. To był ilościowy pik, który utrzymał się do roku 1998.
W pewnym momencie, korzystając z naszych obserwacji rynków hurtowych za granicą, postanowiliśmy rozpocząć budowę większych obiektów, bardziej zaawansowanych z punktu widzenia sanitarnego i organizacyjnego. Z czasem, z racji przygotowań do akcesji do UE weszły bardzo rygorystyczne przepisy sanitarne, takie standardy jak HACCP i dobre praktyki handlowe. To wszystko staraliśmy się implementować na Praskiej Giełdzie Spożywczej, ale staraliśmy się o umiar w generowaniu kosztów dla operatorów, szczególnie tych „niepotrzebnych” wymyślonych w Brukseli i przez naszych rodzimych nadgorliwców. Zwiększał się także obszar – zaczynaliśmy na 1 hektarze, po 10 latach giełda zajmowała już 4 ha, a obecnie prawie 12 ha. Był więc równoległy proces wykupywania gruntów.
Jakie przełomowe momenty pamięta Pan z historii?
Moim zdaniem, przełomowym momentem było pozyskanie hurtowni mięsnej. Hurtownie, które zaopatrują Warszawę w mięso, bardzo podniosły naszą pozycję na warszawskim rynku. O ile nasi konkurenci z Okęcia i Bronisz bazują na owocach i warzywach, to nasza giełda już od połowy lat 90. jest w dużej mierze oparta na mięsie i nabiale. Tego typu hurtownie pojawiły się około 1998 roku – wchodziły na giełdę na etapie, kiedy był tu już wyższy standard, mieliśmy zaopatrzenie we wszystkie media, mogliśmy budować chłodnie i mroźnie.
Momentem przełomowym był także początek XXI wieku, kiedy hurtownie zaoferowały nową usługę – dostawy towarów do kontrahentów. Dzięki temu PGS jest obecnie wielkim centrum dystrybucyjnym, gdzie zamówienia są realizowane w systemie elektronicznym – wieczorem spływają na giełdę, a rano, między godziną 4 a 5, samochody wyjeżdżają z dostawami do sklepów. PGS serwisuje w ten sposób większość sklepów w Warszawie z segmentu tzw. niezależnego handlu.
Jak PGS zmieniała się wraz z rozwojem rynku?
PGS przystosowuje się do zmieniającego się rynku – na przykład w momencie, kiedy trzeba było oferować większe wolumeny i dowozić je do punktu detalicznego, na PGS powstawały większe obiekty, bardziej zaawansowane technicznie i sanitarnie. Kiedy rynek szedł w kierunku dostaw, operatorzy zakupili sprzęt transportowy. Teraz bardzo wyraźny jest trend zaopatrzenia kanału HoReCa. Nasza giełda stała się centrum dostaw dla restauracji i hoteli we wszystkie produkty świeże. Innymi słowy, kiedy tylko pojawiało się na rynku nowe wyzwanie, nasi operatorzy bardzo elastycznie przystosowywali się do nowych warunków. Dlatego potrafią sprawnie stawiać czoła dyskontom, sklepom wielkopowierzchniowym, a przede wszystkich hurtowniom sieciowym.
Czy PGS wyróżnia się w Polsce na tle innych rynków hurtowych?
Na pewno PGS wyróżnia się tym, że rozwijaliśmy się o własnych siłach. Nasza giełda nie była wspierana przez samorząd czy kapitał zewnętrzny. To nasza praca i naszych operatorów. Ponadto w połowie lat 90. pomogły nam aktywne wyjazdy studyjne za granicę. Ja zwiedziłem prawie wszystkie rynki spożywcze na świecie. Wiele różnych rozwiązań, które podpatrzyliśmy np. na Rungis w Paryżu czy na Mercabarna w Barcelonie, były wprowadzone na PGS. Tak więc wyróżnia nas to, że nie korzystaliśmy ze wsparcia zewnętrznego i mocno koncentrowaliśmy się na dorobku innych giełd.
Jakie znaczenie ma Giełda dla okolicy? Jak zmieniało się otoczenie dzięki PGS?
Na pewno byliśmy pionierami. Obszar południowych Ząbek, na którym się znajdujemy, był terenem poprzemysłowym i powojskowym. Były to pozostałości po budowie zaplecza Elektrociepłowni oraz pozostałości poligonów. Na początku lat 90. były to tereny bardzo zaniedbane i często służące za dzikie wysypiska śmieci. Kiedy zaczynaliśmy tu działalność, nie było dróg i przysłowiowo „hulał tu wiatr”. Na terenie giełdy przez ponad 2 lata dysponowaliśmy jednym, później kilkoma numerami wewnętrznymi udostępnionymi przez Elektrociepłownię. Nasi operatorzy nie mieli bezpośredniego dostępu do telefonów. Jeśli to porównamy z dzisiejszą sytuacją w dziedzinie komunikacji, to wydaje się wręcz niewiarygodne, że można było w takich warunkach prowadzić biznes.
Wraz z rozwojem PGS te tereny zyskiwały nowych inwestorów, zaczęły powstawać osiedla mieszkaniowe, ziemia zmieniała właścicieli, pojawili się chętni na zakup działek. Z czasem Miasto zainteresowało się tym terenem i jeszcze w latach 90. przeprowadzono telefonizację Ząbek. Obecnie, ten rejon to jeden z największych placów budowy w aglomeracji stołecznej oraz duże centrum handlowe.
Odnieśliśmy sukces i okazało się, że dla innych także ten rejon Ząbek stał się terenem atrakcyjnym dla prowadzenia biznesu. Stopniowo likwidowano wysypiska, rekultywowaliśmy wykopy po cegielniach, rozebraliśmy stare baraki. Teren zyskiwał coraz bardziej cywilizowany charakter. I coraz bardziej, wraz z miastem, wtapialiśmy się w Warszawę.
PGS jest też chyba znaczącym pracodawcą dla okolicznych mieszkańców?
Na terenie giełdy pracują hurtownie w trybie jedno lub dwuzmianowym, znajdują się tu także małe zakłady produkcyjne, które działają w trybie trzyzmianowym. Szacujemy, że na PGS, w hurtowniach i zakładach, znajduje zatrudnienie ponad 1000 osób. Od chwili powstania Praska Giełda Spożywcza cieszy się poparciem władz miasta a odczuwam także i sympatię mieszkańców.
Jakie znaczenie dla handlu spożywczego w Polsce mają rynki hurtowe? I jakie mają problemy?
W Polsce rynki hurtowe powstawały w latach 90. Z założenia, miały zaopatrywać wielkie miasta w świeżą żywność oraz miały pozwolić na lepszą kontrolę jakości produktów spożywczych, w tym skrócić łańcuch dystrybucji od producenta do finalnego konsumenta. Idea była bardzo klarowna. Po pierwszym okresie rozwoju pod koniec lat 90. ten proces został zahamowany. Teraz rynki hurtowe są bardzo luźno związane z aglomeracjami. Warszawa jako miasto nie interesuje się swoimi rynkami hurtowymi, w przeciwieństwie do wielu innych stolic. Np. takie miasta jak Barcelona, Paryż, wspierają swoje rynki hurtowe. Tymczasem, moim zdaniem, w stołecznym ratuszu niewiele osób wie nawet, gdzie mieszczą się PGS czy Bronisze. Być może pokutuje opinia, że to coś niepotrzebnego i niemodnego.
Problemem jest także to, że grupy producentów owoców i warzyw nie korzystają z rynków hurtowych, tylko cały czas zerkają na możliwości eksportowe i współpracę z dyskontami. Nie są zainteresowane silniejszą współpracą z. Uważam, że silniejsze związanie grup producenckich z rynkami hurtowymi w dłuższej perspektywie czasu stworzyłaby dla nich bardziej stabilny i efektywny kanał sprzedaży.
Czy są pomysły na dalszy rozwój giełdy?
Oczywiście. Naszym założeniem jest to, aby przez giełdę przepływało więcej towarów niż do tej pory. Szacujemy, że na terenie giełdy mamy około 30 tys. miejsc paletowych. Tyle palet w halach giełdy mogą umieścić wszyscy nasi operatorzy. To jest pewna bariera rozwoju, nie ma także miejsca na trzymanie zapasu buforowego oraz na kompletowanie towaru. Dlatego obecnie trwają prace nad projektem wybudowania na terenie naszej giełdy nowoczesnych magazynów. Planujemy wybudować około 20 tys. metrów kw. nowoczesnego magazynu o wysokości 12 metrów. W części tego magazynu znajdą się chłodnie, będzie też miejsce na kompletację towaru. Oczywiście nie oznacza to likwidacji obecnych obiektów a zagęszczenie zabudowy placów.
Chcielibyśmy, aby był to swoisty cross dock. Z jednej strony towary będą wjeżdżały na 20-tonowych ciężarówkach, a z drugiej strony wyjeżdżały do Warszawy na 3-tonowych samochodach dostawczych. U nas następowałby rozładunek, kompletacja i dystrybucja oraz krótkookresowe składowanie w magazynach. Chcemy, by palety były przechowywane nie dłużej niż miesiąc, czyli aby rotacja była bardzo duża. Uważamy, że uruchomienie tego magazynu zwiększy obrót towarowy na giełdzie o około 50 proc.
Na jakim etapie jest budowa magazynów?
Jesteśmy na etapie projektowania, rozpoczęcie inwestycji planujemy w 2018 roku i mamy nadzieję, że jej realizacja zakończy się w 2020 roku. Na inwestycję przeznaczamy środki własne, będziemy również wspierać się kredytami. Koszt budowy szacujemy w granicach 30 mln zł. Liczymy, że będzie to największe logistyczne centrum spożywcze w regionie aglomeracji warszawskiej, które udzieli bardzo silnego wsparcia obecnym na giełdzie operatorom. W magazynie nasi hurtownicy będą mogli składować zapas produktów, a więcej wynajmowanej powierzchni będą mogli przeznaczyć na sprzedaż typu cash & cary i na kompletację dostaw.