Jajecznica na śniadanie kosztuje nas o ponad 10 procent więcej niż rok wcześniej. Schabowy na obiad jest już droższy o 11 procent. Podobnie zdrożała ryba na kolację. Podrożał nawet kufel zimnego piwa, średnio o 0,8 procenta. Żywność drożeje już na potęgę i nikt nie potrafi powiedzieć, gdzie i kiedy skończy się to szaleństwo. A tymczasem minister rolnictwa wydaje bimbaliony na reklamowe spoty.
Eksperci wskazują na kilka powodów szalejącej drożyzny. Po pierwsze, ostra zima, która zdziesiątkowała uprawy. Szczególnie ucierpiały zboża. Tu na efekt poczekamy – duże podwyżki cen chleba i produktów mącznych, np. makaronów, dopiero przed nami. – Istnieje duże zagrożenie, że towary, przy produkcji których wykorzystywane jest zboże, zdrożeją o kilka procent – mówi „Dziennikowi Gazecie Prawnej” Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności. Pamiętać też jednak trzeba, że drogie zboża to droga pasza dla zwierząt, a to oznacza wzrost cen między innymi popularnego w Polsce drobiu. Drugi czynnik windujący ceny jedzenia to rosnące koszty transportu. Drożeje paliwo na stacjach, drożeje transport, rosną więc ceny w marketach. – Każdy towar trzeba do sklepu dowieźć. Cena paliwa bezpośrednio wpływa na cenę produktu. Im droższe paliwo, tym wyższe ceny produktów na półkach – tłumaczy Marek Zuber, ekonomista. Na ceny wpływają też rosnące koszty produkcji, a więc między innymi nośniki energii – prąd i gaz. Te media podskoczyły o kilkanaście procent, więc producenci dostali większe rachunki za używanie swoich maszyn, utrzymanie chłodni czy magazynów. I koszty te odbiją sobie w cenie swego produktu.
Źródło: finanse.wp.pl