Nowalijki to jeden z najbardziej charakterystycznych symptomów wiosny. Po zimie nie został już ślad, słońce zaczyna dawać się we znaki, a na talerzu robi się coraz bardziej kolorowo. Ogórek, pomidor, sałata, młoda kapusta, rzodkiewka, botwina, szpinak, szczaw. Wszystkie te warzywa można kupić już na Praskiej Giełdzie Spożywczej. To na razie nowalijki „spod folii”, najczęściej od właścicieli dużych szklarni. Warzywa gruntowe pojawią się w połowie maja.
– Ceny nowalijek utrzymują się na tym samym poziomie od wielu lat – mówi Andrzej Burdelas, właściciel jednej z hurtowni na PGS. I zapewnia, że warzywa są krajowej produkcji. Te, w przeciwieństwie do importowanych, cieszą się większą popularnością. – Widać znaczną różnicę w smaku. Mam w swojej ofercie pomidory przez cały rok, ale są klienci, którzy kupują u mnie już od lat i zawsze czekają na te pierwsze krajowe – mówi Andrzej Burdelas.
W hurtowniach na Praskiej Giełdzie Spożywczej cebulę dymkę kupimy po 0,80 zł za sztukę. Pomidory kosztują tu 6 zł za kilogram, a ogórki 4 zł. Za pęczek koperku i szczypiorku trzeba zapłacić po złotówce. Główka młodej kapusty kosztuje 5 zł, a sałaty 2 zł. Z kolei za pęczek rzodkiewek zapłacimy 1,30 zł, a za natkę pietruszki 0,80 zł.
Andrzej Burdelas podkreśla, że rentowność na nowalijkach wynosi od kilku do maksymalnie 10 proc., w zależności od wielkości zamówienia. – Musimy dawać upusty, jeśli chcemy utrzymać się na rynku, na którym dominują sieci – molochy. My możemy z nimi konkurować tylko jakością, inaczej nie damy rady – mówi.
Także Ludwik Książek, producent ogórków i pomidorów z gminy Karczew zwraca uwagę, że rodzimym plantatorom trudno jest konkurować z dużymi sieciami handlowymi, które sprowadzają towar z zagranicy. Szczególnie na początku sezonu „nowalijkowego”, kiedy ceny tych produktów są wyższe. Taka sytuacja potrwa do czasu, kiedy cena spadnie na tyle, iż import okaże się nieopłacalny dla sieci handlowych.
A producentom chodzi głównie o to, by mieć zapewniony stabilny dochód. Nie pozwalają na to zmienne ceny, wysokie tuż przed sezonem i niskie w jego szczycie. – Życzylibyśmy sobie najbardziej, by ceny były bardziej stabilne, płaskie. W sezonie letnim sprzedajemy po kosztach, ponieważ dochodzą ogórki gruntowe i warzywa z przydomowych ogródków – tłumaczy Ludwik Książek.
Dodatkową bolączką plantatorów są nieuczciwi sprzedawcy, którzy sprzedają importowane warzywa jako krajowe. Dlaczego? Bo te ostatnie cieszą się lepszym powodzeniem. – Kupują towar zagraniczny, przekładają w nasze opakowania i sprzedają, a klienci dziwią się, że krajowe ogórki czy pomidory nie są dobre – narzeka Ludwik Książek.
Producentom nie pomogły także tegoroczne zimowe mrozy, które znacznie podwyższyły koszty ogrzewania szklarni. – Koszty wzrosły o około 30 proc. Przez trzy tygodnie mrozów zużyliśmy tyle opału, ile normalnie starczyłoby nam na dwa miesiące – tłumaczy.
Konsumpcja świeżych warzyw i owoców jest w Polsce nadal dość niska. W przypadku pomidorów – spożycie tych warzyw na osobę wynosi 10-11 kg rocznie i jest znacznie niższe niż w krajach na południu Europy – dla przykładu Włosi i Portugalczycy konsumują rocznie 55-60 kg pomidorów. Być może potrzebne jest u nas wykształcenie nowych nawyków, jak np. kultury robienia sałatek? Tutaj wpływ na poziom popytu ma wiele czynników – jak pogoda, która może popsuć sezon grillowy, czy moda na „zdrowe” odżywianie się. Jest to także segment wrażliwy na wszelkiego rodzaju afery, co pokazał ostatni rok i tzw. afera ogórkowa.
Właśnie z tego powodu tegoroczne ceny ogórków i pomidorów na pewno będą wyższe niż w zeszłym roku. – Trudno porównywać tegoroczne ceny do zeszłego roku, bo rok temu, z powodu afery związanej z e.coli i ogórki i pomidory sprzedawały się słabo. Dodatkowo, Rosja wstrzymała eksport. Szczególnie duzi producenci nie mogli eksportować, rzucali towar na rynek i mieliśmy ceny znacznie gorsze niż rok, dwa, trzy lata wcześniej – tłumaczy Ludwik Książek.
Rosja wprowadziła embargo na import świeżych warzyw z krajów Unii Europejskiej na początku czerwca ubiegłego roku. Podobny zakaz w lipcu wydała także Ukraina. Embargo rosyjskie zostało zniesione w drugiej połowie lipca, a ukraińskie w sierpniu. Przypomnijmy, że afera z zakażonymi ogórkami wybuchła w maju. W jej efekcie, konsumenci przestali kupować nie tylko ogórki, ale też pomidory.
Okazało się, że krajowe warzywa były bezpieczne, jednak straty, jakie w związku z tym ponieśli ich producenci, szacowane były nawet na ponad 100 milionów złotych. Sprzedaż ogórków spadła wtedy o 90 proc., a pomidorów o 50 proc. Pomidory sprzedawane były po 1 zł za kilo. Ogórków – jak oceniali producenci – nie kupował prawie nikt, a ich wartość spadła niemal do zera.
W tym roku na razie spadek popytu nam nie zagraża. Świeżym warzywom sprzyja coraz popularniejsza moda na zdrowe odżywianie. Polacy zaczynają rozumieć, że zdrowie kosztuje, nie tylko pieniądze, ale też trochę czasu, który trzeba poświęcić na przyrządzenie dobrze zbilansowanego posiłku. – Starsze osoby tradycyjnie preferują posiłki przyrządzone własnoręcznie. Młodzi ludzie są przyzwyczajeni do jedzenia w barach i fast foodach, ale wydaje się, że coraz więcej z nich przekonuje się do naturalnego jedzenia – mówi Andrzej Burdelas z Praskiej Giełdy Spożywczej.
Ludwik Książek nie ukrywa, iż producenci liczą na tegoroczne sportowe imprezy. Euro 2012, a następnie olimpiada w Londynie, mogą zwiększyć krajowy popyt i eksport. Co jednak naprawdę przyniesie ten rok producentom warzyw? Dopiero zobaczymy.