Lipowy, akacjowy, gryczany… Każdy zna jego smak. Cieszy się dużym powodzeniem szczególnie w zimie, kiedy dodany do herbaty lub mleka pomaga uporać się z chorobą. Miód towarzyszy nam od lat i jest częścią naszej historii. Czy jednak może się to zmienić?
Producenci i hurtownicy zgodnie przyznają, że miód to stosunkowo drogi produkt. To nie sprzyja wzrostowi popytu, szczególnie w trudnych, kryzysowych czasach, których właśnie jesteśmy świadkami. – Miód drożeje i będzie drożał. Pszczół jest coraz mniej i miód w pewnym momencie stanie się dobrem luksusowym – ocenia Piotr Urbaniak z hurtowi Marpol na Praskiej Giełdzie Spożywczej.
Zagrożeniem jest przede wszystkim zjawisko wymierania pszczół. Jak oceniają pszczelarze, owady te giną masowo i to nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Przyczyn jest wiele, główną winę ponoszą jednak prawdopodobnie środki ochrony roślin, a zwłaszcza pestycydy. Sytuacja jest tragiczna. Skalę problemu obrazuje fakt, iż Komisja Europejska przeznaczyła ok. 3,3 mln euro na wparcie badań dotyczących śmiertelności pszczół w Unii Europejskiej.
Piotr Urbaniak przyznaje, że ceny miodu nie mają znaczenia tylko dla zamożniejszych klientów, natomiast dla przeciętnego Kowalskiego cena będzie bardzo ważnym kryterium. – Na razie popyt zmniejsza się z powodu kryzysu, jednak ma szanse na tendencję wzrostową, jeśli sytuacja gospodarcza w kraju poprawi się. Miody są bowiem mocno zakorzenione w świadomości Polaków – ocenia Piotr Urbaniak.
Tłumaczy też różnice pomiędzy miodem produkowanym przemysłowo, a tradycyjnym. Główna różnica to przede wszystkim… pasja.
– Jeśli producent zajmuje się miodem tylko biznesowo, to mniej zwraca uwagę na jakość, a jedynie stara się przestrzegać norm unijnych. Przy produkcji przemysłowej miód jest skupowany z kilkunastu pasiek i mieszany. Ci, którzy są producentami-pasjonatami bardziej zwracają uwagę na smak i jakość – mówi.
Okazuje się, że pszczelarze-pasjonaci stanowią całkiem pokaźną grupę wśród producentów miodu. Stale obecni są na różnego rodzaju kiermaszach, targach i wystawach, choćby jak te organizowane przez Praską Giełdę Spożywczą pod nazwą Polskie Smaki, gdzie obok producentów tradycyjnych wędlin są najliczniej reprezentowaną grupą wystawców.
Jednym z nich jest Józef Zajkowski, właściciel Bartnika Sokólskiego. Ma około 600 uli i produkuje wiele rodzajów miodów: rzepakowy, malinowy, mniszkowy, lipowy, gryczany. Pasieki są stacjonarne i znajdują się w 12 punktach. – W tym roku zebraliśmy około 20 kilogramów miodu z jednego ula. To niewiele – bo w dobrych latach można było zebrać 40 kg. Być może jest to efekt stosowania chemii w produkcji rolnej – mówi Józef Zajkowski.
Jak ocenia, w Polsce spożycie miodu na osobę na rok wynosi zaledwie 30 dkg. I raczej trudno liczyć na to, by w najbliższym czasie ten wskaźnik wzrósł. Jednak pomimo stosunkowo wysokich cen miodu, nie brakuje jego amatorów. Nawet ci, których budżety domowe kurczą się, nie rezygnują całkowicie z miodu, po prostu wybierają mniejsze słoiki. I starają się kupować miód od znanych, sprawdzonych pszczelarzy.
Elżbieta i Adam Piotrkowscy, którzy posiadają rodzinne gospodarstwo pasieczne w Żurominie, są pszczelarzami od dwóch pokoleń. Najpierw pszczelarstwem zajmował się wujek pani Elżbiety, który zaraził pasją jej ojca. Teraz, syn państwa Piotrkowskich, Wojciech, ma już własną pasiekę. Pierwsze zainteresowania pszczelarstwem przejawia już ich sześcioletni wnuczek Jakub.
Gospodarstwo Piotrkowskich liczy około 150 uli, rozmieszczonych w czystych, sprawdzonych miejscach. To dlatego ich pszczoły nie giną.
– Nie mamy problemu z ginięciem pszczół, bo nasze ule znajdują się w dobrych miejscach, gdzie wiemy, że nikt nie stosuje środków, które mogłyby zaszkodzić pszczołom. Poziom utrzymania pszczół jest też u nas wysoki – nie szczędzimy środków na badania weterynaryjne, wymieniamy często rasy oraz matki – wymienia Elżbieta Piotrkowska.
Niestety, koszty produkcji miodu rosną, wraz z kosztami energii, paliw, czy pracy. – Ule trzeba przejrzeć przynajmniej raz na 10 dni, a koszty dojazdów rosną. Nam nie opłaca się już sprzedawać tylko samego miodu, zarabiamy na dodatkowych produktach, takich jak miód z propolisem, balsamy, świece – ocenia Elżbieta Piotrkowska.
Miód z propolisem to unikalny produkt, którym może pochwalić pasieka Państwa Piotrkowskich. Wspomaga leczenie przeziębień i chorób gardła oraz pomaga skutecznie opierać się chorobom podczas sezonu zimowego.
O przyszłość obawia się Józef Zajkowski. – Dotychczas radziliśmy sobie całkiem dobrze, ale ostatnio wszystkie koszty idą do góry – mówi. Jego miodu, podobnie jak miodu z Żuromina na próżno szukać w sieciach handlowych. – Sieci handlowe kupują tylko to, co jest najtańsze. Sklepy patrzą na cenę, a nie na jakość – tłumaczy Józef Zajkowski.
Miody od Bartnika Sokólskiego posiada w ofercie hurtownia „U Grzesia” na Praskiej Giełdzie Spożywczej. – Nasza hurtownia sprzedaje głównie wędliny i mięso, ale dodatkowo mamy w ofercie miody Bartnika Sokólskiego. Cena słoika litrowego to 32 zł, słoik mały, o zawartości około 0,45 l, kosztuje 12 zł – mówi Grzegorz Jasnowski, właściciel hurtowni. Przyznaje, że popyt nie jest duży, jednak trudno myśleć o obniżce ceny. – Marża na miodzie jest minimalna, kilkuprocentowa. Gdybym chciał sprzedawać tylko miody, nie utrzymałbym hurtowni – mówi Grzegorz Jasnowski.
Hurtownia Marpol ma w swojej ofercie miody Sądeckiego Bartnika. To producent, który skupuje miód od pszczelarzy, jednak przestrzega bardzo rygorystycznych norm. – Jeśli miód nie spełnia norm, rezygnuje ze skupu – tłumaczy Piotr Urbaniak. Przyznaje, że marże na miodzie są niskie. – Produkt i tak jest drogi i przy wysokich marżach przestałby się sprzedawać – ocenia.
Państwo Piotrkowscy sami sprzedają swoje miody. Od kilku lat przyjeżdżają na każde targi żywności tradycyjnej „Polskie Smaki”, organizowane przez Praską Giełdę Spożywczą. Starają się utrzymywać tę współpracę, korzystając z licznych kiermaszy, organizowanych przez giełdę w Ząbkach. – Musimy sprzedawać sami, bo w skupie otrzymalibyśmy znacznie mniej, co nie pokryłoby kosztów produkcji – tłumaczy Elżbieta Piotrkowska. Pomimo to, nie mają zamiaru zakończyć swojej pasji. – My po prostu kochamy nasze pszczoły – mówi właścicielka pasieki z Żuromina.